31.12.2006
Rusza stok narciarski w Krzeszowie.
Artykuł pod takim tytułem ukazał się w Echu Dnia.
500 metrów długości, armatki śnieżne i ratrak
mają zapewnić idealne warunki dla początkujących i potrzebujących
więcej adrenaliny. Będzie też wypożyczalnia sprzętu sportowego,
bar, parking, a blisko miejsca noclegowe.
Gratka dla narciarzy
z naszego regionu. W połowie stycznia powinien ruszyć stok w Krzeszowie,
w powiecie
niżańskim. To prywatne przedsięwzięcie kilku mieszkańców Krzeszowa.
- Sytuacja na rynku pracy jest ciężka i postanowiliśmy otworzyć
coś własnego - mówi Zdzisław Wałek, prezes
spółki Złoty Stok. - Ubiegłej zimy jeździliśmy po wyciągach w
całej Polsce i postanowiliśmy to, co najlepsze zaadaptować do
naszych warunków. Chcemy stworzyć narciarzom jak najlepsze warunki
do uprawiania tego sportu.
Na stoku będzie sztuczne zaśnieżanie, ratrak i jazda przy sztucznym
świetle do późnych godzin wieczornych.
Długość stoku to 500 metrów. Na wierzchołek góry będzie można
się dostać wyciągiem talerzykowym, który
w ciągu godziny jest w stanie wywieźć 650 osób. Różnica poziomów
na stoku wynosi 65 metrów i jak twierdzą specjaliści to idealny
stok zarówno dla zjazdów rodzinnych, jak i dla osób, które chcą
bardziej profesjonalnie
pojeździć. Warunki porównywalne są do wyciągu w Arłamowie. - Na
miejscu będzie też instruktor do nauki jazdy
na nartach - mówi Adam Szydłowski, ze spółki. - Dla osób, które
nie będą miały własnego wyposażenia
przygotowujemy wypożyczalnię sprzętu. Na dole będą bar z ciepłymi
posiłkami oraz 120 miejsc parkingowych
dla samochodów. Będzie też można zjeżdżać do późnych godzin wieczornych,
bo będzie sztuczne oświetlenie.
W taki sposób z ugorów powstanie stok z przepięknymi widokami
na krzeszowską okolicę.
Ciepły grudzień służył inwestorom. W ciągu najbliższych dni powinien
dostać zamontowany wyciąg, a otwarcie stoku planowane jest na
15 stycznia. Ceny nie są jeszcze podane, ale właściciele zapewniają,
że będą konkurencyjne.
http://www.echodnia.eu/podkarpackie/?cat=10&id=43156
[Sławomir Czwal, Echo Dnia]
W prasie
lokalnej o Rudniku.
RUDNIK NAD SANEM. Monopolista oskarża emerytkę o kradzież gazu
Dlaczego mam płacić 6 tys. zł za
gaz, którego nie zużyłam ? !
- Żyję 56 lat i nigdy nie byłam w sądzie, a na starość zrobili
ze mnie przestępcę - mówi Halina Zastawna, która od ponad roku
walczy z zakładem gazowniczym. Monopolista oskarżył ją o kradzież
gazu i nakazał zapłacić
ponad 6 tys. zł. Wszystko przez uszkodzony licznik.
Historia walki pani Haliny
z gazownią rozpoczęła się ponad rok temu.
- W październiku 2005 roku
przyszli do mnie kontrolerzy z zakładu gazowego. Zobaczyłam ich
dopiero w chwili, kiedy robili zdjęcia licznika. Powiedzieli,
że jest uszkodzony i zaczęli spisywać protokół - opowiada pani
Halina. - Nic nie wiedziałam o tym, że licznik jest zepsuty. Nie
wiem, kto mógł go zepsuć. Kontrolerzy zabrali stary licznik i
zamontowali nowy.
Uszkodzony uchwyt
Licznik pani Haliny trafił
do Krakowa, gdzie w Instytucie Nafty i Gazu przeprowadzono ekspertyzę.
- Wykazała ona,
że uszkodzony został uchwyt do mocowania plomby, a wynikało to
z ingerencji osób trzecich - tłumaczy Bożena Nowińska, kierownik
Działu Obsługi Klientów w Zakładzie Gazowniczym w Sandomierzu.
- Takie uszkodzenie jest jednoznaczne z nielegalnym poborem gazu.
Na podstawie ekspertyzy nałożyliśmy więc karę.
Kara wyniosła ponad 6 tys.
zł. Taka właśnie kwota widniała na piśmie, jakie pani Halina otrzymała
z zakładu gazowniczego. - Kiedy to zobaczyłam, byłam w szoku.
Za co mam zapłacić ? Przecież nic nie ukradłam !
Zawsze płaciłam rachunki w terminie, zużycie gazu miałam na jednakowym
poziomie - mówi nasza Czytelniczka.
Przegrana w pierwszej instancji
Sprawa trafiła do sądu w
Nisku. Sędzia uznała rację monopolisty. Uzasadnienie było takie,
że umowa z gazownią jasno określa, że za zabezpieczenie licznika
przed uszkodzeniem odpowiada właściciel posesji, na której znajduje
się gazomierz, choć samo urządzenie jest własnością zakładu. Takie
umowy obowiązują w całym kraju.
Podobnych spraw jest dużo
- Pisaliśmy do centrali w
Warszawie, żeby zmienić te zapisy w umowach, aby zakład ponosił
też odpowiedzialność za zabezpieczenie licznika. Ale na razie
zostały one bez odzewu - wyjaśnia Czesław Walczak, prezes Ogólnopolskiego
Stowarzyszenia Poszkodowanych Odbiorców Gazu. - Takich spraw,
jaką ma pani Halina, jest bardzo dużo. Przeważnie chodzi o jakieś
bzdurne uszkodzenia licznika, takie jak nieczytelne plomby. Ja
sam miałem taką sprawę i wygrałem.
Zdaniem Walczaka na 30 spraw
wygrywa się 20, wszystko zależy od determinacji. Na wygraną liczy
także nasza Czytelniczka. - Od decyzji sądu w Nisku odwołałam
się do Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu. Mam nadzieję, że tam doczekam
się sprawiedliwości - mówi Halina Zastawna.
[Wojciech Huk, Super Nowości]
Prosimy wszystkich, którzy
mają podobne problemy jak nasza Czytelniczka, o poinformowanie
naszej redakcji. Można dzwonić pod nr tel. (17) 74 70 845 i pisać
pod adres whuk@pressmedia.com.pl
http://www.pressmedia.com.pl/sn/wydarzenia/d2.asp?u_file=c%2Etxt
30.12.2006
Rudnik nad Sanem i ...okolice.
Oto zdjęcie Sanu poniżej Rudnika. Czy już wkrótce, niczym
po Dunajcu w okolicach Krościenka,
również i u nas będzie można korzystać ze spływu z Krzeszowa do
Ulanowa ?
Jak widać na zdjęciu, na rzece, również w okolicach Rudnika, coraz
częściej można spotkać łodzie, łódki
i inne obiekty pływające.
29.12.2006
Lokalna konkurencja ?
W Sztafecie ukazał się wywiad z Robertem Gnatkiem - nowym burmistrzem
Nowej Sarzyny, wybranym
w niedawnych wyborach. Ostatni fragment rozmowy dotyczył Rudnika
:
[...]
- Szansą dla mieszkańców na walkę z bezrobociem jest wikliniarstwo.
Mówi się, że w Nowej Sarzynie jest więcej chałupników - wikliniarzy
niż w sąsiedniej gminie Rudnik. Czy zastanawiał się pan, w jaki
sposób można wykorzystać wikliniarstwo, by wzorem właśnie Rudnika
promować gminę i tym samym zapewnić zatrudnienie jej mieszkańcom
?
- Nie chciałbym się narazić Rudnikowi, ale marzy mi się podobne
jak tam Centrum Wikliniarstwa. Nasza gmina może rozwijać się wielokierunkowo,
nie tylko przemysł, czy jak w wypadku Zakładów Chemicznych wielki
przemysł, ale też rzemiosło czy też chałupnictwo, tak jak w przypadku
wikliniarzy. Proszę też zwrócić uwagę, że dzięki ich pracy funkcjonują
spore firmy zajmujące się zbytem ich produktów. Dlatego powinniśmy
promować to, co mamy i czym się szczycimy - czyli wikliniarstwo.
Myślę o odpowiednim wydarzeniu kulturalnym zajmującym się promocją,
ale też docenieniem i właściwym uczczeniem tej branży. Może być
ono związane z sadzeniem lub ze zbiorem wikliny.
Marzy mi się lokalne święto, które by nie tylko jednoczyło naszą
społeczność, ale także doskonale promowało gminę
w szerszej skali.
[Rozmawiała Agnieszka Drzymała, Sztafeta]
------------
Przy okazji lektury fragmentu tego artykułu, spójrzmy na strony
poświęcone wikliniarstwu, które zawiera oficjalny serwis internetowy
Nowej Sarzyny :
http://www.nowasarzyna.pl/index.php?option=content&task=category§ionid=3&id=94&Itemid=165
Jak widać, sąsiedzi zza miedzy nie śpią...
[kopernik]
28.12.2006
Z cyklu - W prasie lokalnej o Rudniku.
Archeologiczne znaleziska księdza Nicałka zostały opracowane przez
lubelskich naukowców.
Skarby znów w Rudniku
Przez ostatnich kilka miesięcy skarby księdza Nicałka przebywały
w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Marii
Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Tam, pod bacznym okiem rudniczanina
- Marka Florka, starano się je skatalogować, precyzyjnie określić
ich wiek i przerysować. Ostatnimi dniami pudło ze znaleziskami
wróciło do rudnickiego magistratu.
Już wkrótce wszystkie eksponaty zostaną zamknięte w przeszklonych
gablotach w Centrum Wikliniarstwa, gdzie
będą mogli je obejrzeć wszyscy zwiedzający. Jednak zanim to się
stanie, poznajmy historię ceramicznych skorup
i krzemiennych wiórków zamkniętych przez lata w szafie Ferdynanda
Nicałka, brata księdza-archeologa.
To nie jest całość zbiorów
- Jest to z pewnością część większej kolekcji - stwierdza jednoznacznie
Marek Florek. - Takie wnioski możemy
wysnuć na podstawie korespondencji księdza Nicałka i opowieści
księdza profesora Wilhelma Gaj-Piotrowskiego,
który widział zbiory za życia Nicałka.
Zdaniem archeologa, z kolekcji zostały tylko rzeczy średnio wartościowe
pod względem naukowym i ekspozycyjnym
czy historycznym. - Gdyby zostaly one przekazane do opracowania
20 lat temu, to mialyby poważną wartość
naukową. Wtedy niektórych takich rzeczy w tym terenie nie można
bylo znaleźć. W tej chwili, kiedy badania bardzo poszły do przodu,
znaleziska księdza Nicałka potwierdzają tylko to, co i tak w międzyczasie
udało się ustalić,
co wiemy na temat historii Rudnika - mówi Florek - Jest to taka
bardziej ciekawostka kolekcjonerska niż cenne znalezisko.
Przedmioty te były zbierane w Rudniku, Bukowinie,
w okolicy Ulanowa, Kopek i w Ziempniowiw koło Mielca.
Wiadomo to z korespondencji, jaką ks. Franciszek Nicałek prowadził
z profesorem Kazimierzem Moskwą.
Na podstawie listów i rysunków można ustalić, skąd pochodzą niektóre
przedmioty. Nie da się tego zrobić
w przypadku wiór krzemiennych, ale z powodzeniem w przypadku toporków
- stwierdza rudnicki archeolog.
Najstarsze i najmłodsze
- Zbiory księdza Nicałka prezentują przekrój przez pradzieje okolic
Rudnika - opowiada Marek Florek. - Najstarsze rzeczy, groty, pochodzą
z paleolitu schyłkowego. W zbiorach są też zbrojniki w kształcie
trapezu z mezolitu. Przedmioty te powstały między ósmym a czwartym
tysiącleciem przed naszą erą. Nieco młodsze, pochodzące
z neolitu, są wióry krzemienne retuszowane, siekierka z krzemienia
sieciechowskiego biało-nakrapianego i toporki. Wykonano je w III
wieku p.n.e.
Florek wyjaśnia także, w jaki sposób ocenił wiek przedmiotów znalezionych
w zbiorach Nicałka. - Można to zrobić badając glinę. Do każdej
gliny, żeby można bylo coś z niej zrobić dodawano dodatki. Był
to albo piasek, albo drobny tłuczeń. W zależności od tego, jaka
to była domieszka, można określić wiek przedmiotu. W różnym, czasie
stosowano różne domieszki - twierdzi archeolog. Wiek można także
ustalić na podstawie ornamentu. - W zbiorach Nicałka
znajduje się fragment garnka z dziurkami pod krawędzią. Takie
dziurki weszły w modę gdzieś 400 lat przed naszą erą
i były popularne przez jakieś sto lat - mówi Florek. - Na jednym
z kolejnych naczyń zauważyć można naklejoną listwę, na której
widoczne są odciski wykonane paznokciami twórcy. Taki styl wchodzi
w początkach epoki żelaza, pod wpływem wzornictwa używanego przez
ludność stepów czarnomorskich.
Na skorupach znalezionych w zbiorach księdza znaleziono także
linie ryte. Archeologowi udało się ustalić, że pochodzą one z
III wieku p.n.e. W zbiorach są także przedmioty znacznie młodsze,
pochodzące ze średniowiecza. Wśród nich jest z pewnością naczynie
toczone na kole garncarskim. Na ten sam okres datuje się fragmenty
ceramiki siwej, czyli wykonanej z gliny z domieszką rud żelaza.
Pod wpływem wypalania zachodziła redukcja związków żelaza i ceramika
robiła się szara.
Zagadki przeszłości ?
Zbiory księdza Nicałka to nie tylko fragmenty naczyń i narzędzi,
ale także kilka zagadko wych przedmiotów.
Do nich z pewnością należy kamienna kula. - Możemy przyjąć, że
jest to kulka do kartacza lub jakiejś innej broni palnej. Pochodzi
ona prawdopodobnie z XVI -XVII wieku - mówi Florek - Można z tego
zrobić kulę, którą posługiwali
się Szwedzi. Równie dobrze może to być naturalny otoczak, który
się tak szczęśliwie obrobił.
Zagadkowym przedmiotem jest także fragment dużego naczynia. Nad
jego pochodzeniem zastanawiał się także doktor Marek Florek. -
Pewne jest, że przedmiot ten został ulepiony w ręku. W związku
z tym pojawia się jednak pytanie. Skoro naczynie zostało ulepione
w rękach, więc teoretycznie może pochodzić najpóźniej z ósmego,
może dziewiątego wieku naszej ery. Jednak sama forma jest taka,
jaką miały donice w XVI wieku, przypominające obecne makutry -
objaśnia naukowiec.
A wyjaśnienia były dwa. Albo twórcą naczynia był lokalny garncarz,
który miał zerowe umiejętności posługiwania
się kołem garncarskim, zobaczył gdzieś na targu czy w karczmie
taką misę i chciał ją odtworzyć. Albo jest to rzeczywiście taka
duża forma z ósmego wieku. Naczynie to jest dodatkowo zdobione
nacięciami. - Doszedłem do wniosku, że w XVI wieku na naszym terenie
nie mogło być aż takiego nieuka. Wychodzi więc, że misa może pochodzić
najpóźniej z IX wieku - stwierdza archeolog.
Najcenniejsze znaleziska w Rudniku
W 2005 roku w Niemczech zatrzymano bardzo cenne rzeczy,
jak się później okazało pochodzące z Rudnika.
W czasie kopania stawu w Kopkach znaleziono okucie pasa i część
klamry pochodzące z około 500 roku naszej ery, czyli z okresu
wędrówek ludów. Znalazca widocznie zdawał sobie sprawę jak cenne
jest to znalezisko, skoro starał się je sprzedać w Niemczech.
Przedmioty te mogły pochodzić z grobowca lub z miejsca, gdzie
przypadkowo ktoś się utopił. Przedmioty powróciły do Polski. Obecnie
znajdują się w zbiorach muzealnych w Rzeszowie.
[Agnieszka Drzymała, Sztafeta]
27.12.2006
29 grudnia o 10:00 odbędzie się IV już sesja Rady Miejskiej
w Rudniku nad Sanem.
Po raz kolejny będzie ona miała miejsce w świetlicy MOSiR w Rudniku
przy ul. Mickiewicza 44.
Porządek obrad można znaleźć na stronie : http://www.rudnik.pl/4_sesja_2006.html
25.12.2006
|
|
. Efektownie
prezentuje się w tym roku Szopka Bożonarodzeniowa
w rudnickim kościele Trójcy Świętej. Zdjęcia
już dzisiaj możemy
oglądać dzięki uprzejmości i szybkości Grzegorza
Sekulskiego (thx !). |
23.12.2006
.
Szaleństwo przedświątecznych zakupów nie ominęło Rudnika.
Ilość samochodów, które wjechały dzisiaj w obręb rynku była
doprawdy imponująca.
|
|
20.12.2006
Z cyklu - W prasie lokalnej o Rudniku
Rozmowa "Echa" z Piotrem Potockim, dyrektorem
Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Rudniku,
pomysłodawcą rozgrywek rudnickiej halowej ligi piłki nożnej, największej
tego typu imprezy na północy
Podkarpacia.
Mieli grać sami oldboje
* Piotr Szpak: * Jak to się z tą "halówką" wszystko
zaczęło ?
Piotr Potocki: To było dwanaście lat temu. W pierwszej
wersji mieli startować sami oldboje, zgłosiły się drużyny
policji i Straży Miejskiej Stalowa Wola, oldboje z Rudnika. Ale
szybko to się rozrastało. Dochodziły nowe kategorie wiekowe, teraz
jest ich aż pięć.
* Która edycja była rekordowa ?
- Dziewiąta, w której startowało sto dwadzieścia drużyn. Później
taką ligę zorganizowali u siebie działacze z Nowej
Sarzyny, następnie w Leżajsku i drużyny z tamtych regionów odeszły
od nas. W obecnej, dwunastej edycji
uczestniczy sześćdziesiąt siedem zespołów.
* Jaki jest cel imprezy ?
- Przede wszystkim szeroko pojęta rekreacja. Zimowa przerwa w
rozgrywkach piłkarskich jest bardzo długa, dlatego chcemy, by
piłkarze i kibice mieli się czym emocjonować, wtedy kiedy nie
są prowadzone rozgrywki.
* Banda Mikołaja, Pijane Ogóry, Bracia z Kalkuty, to tylko
niektóre z dość oryginalnych nazw zespołów uczestniczących w waszych
rozgrywkach. Bywało w przeszłości, że nie dopuściliście kogoś
ze względu
na złą nazwę ?
- Przyjęliśmy regułę, że nazwa zespołu nie może nikogo obrażać.
Wszyscy zgłaszający się do naszego turnieju doskonale o tym wiedzą
i nie ma z tym problemów.
* Pamięta pan jakieś szczególne zdarzenie ?
- Dziewięć lat temu w turnieju uczestniczyła drużyna, którą prowadził
pan Henryk Wietecha, ojciec Tomka,
który jest teraz bramkarzem "Stalówki" i należy do najlepszych
zawodników w drugiej lidze na tej pozycji. Młody
wtedy Tomek po przepuszczeniu któregoś z kolei gola po prostu
się rozpłakał, a tata zaczął go do siebie tulić.
To była bardzo sympatyczna sytuacja.
* Nie boi się pan, że minie w końcu moda na rudnicką halówkę
?
- Nie ma obaw, by w najbliższej przyszłości coś takiego miało
nastąpić.
Jeszcze co najmniej kilka lat gry jest przed nami.
18.12.2006
Niekorzystny splot okoliczności
- razem z wikliną rośnie szara strefa
TVP3 Rzeszów w dzisiejszym wieczornym serwisie informacyjnym
pokazała materiał o aktualnym stanie
rudnickiego wikliniarstwa. Niestety był to obraz badzo
pesymistyczny.
Była mowa o tym, że w Rudniku wiele osób wyrejestrowuje działalność
gospodarczą i zaczyna pracę "na czarno".
Rudniccy koszykarze, którzy mówili o tych problemach, nie chcieli
w związku z tym pokazywać na antenie
swoich twarzy. Padły też kwoty : 800 zł, które można "zaoszczędzić",
nie płacąc podatków, składek ZUS itp,
oraz 4 zł na godzinę, którą to kwotę podobno miejscowi przedsiębiorcy
płacą wikliniarzom.
Stąd też coraz powszechniejsze zjawisko ucieczki na zachód i problem
tego typu, że wkrótce nie będzie już
w Rudniku i okolicy osób trudniących się wyplotem koszyków. Znamienny
był też cytat jednego z rzemieślników
o tym, że : "wiklina i wszystko idzie do góry, a koszyk stoi
w miejscu".
Na koniec audycji wypowiedzi udzielił Antoni Wnuk - prezes korporacji
wikliniarskiej, który w jej imieniu domagał
się uproszczenia przepisów podatkowych, wprowadzenia ryczałtu
i wreszcie obniżenia podatków.
Polskie wikliniarstwo stoi bowiem wobec problemu taniej chińskiej
produkcji wikliniarskiej, która coraz
powszechniej zalewa rynki europejskie.
Reportaż ten można też oglądnąć tutaj : http://rudniknadsanem.pl/fotosuma/filmwikliniarze.asf
---------
Przy okazji warto dodać, że mająca swe korzenie
w Rudniku Telewizja Kablowa "Diana", jako pierwsza
na Podkarpaciu rozpoczęła emisję cyfrową TVP3 Rzeszów w swoim
systemie telewizji cyfrowej DVBC.
Zrobiła to, bazując na sygnale multipleksu naziemnej tv cyfrowej
DVBT z nadajnika w Suchej Górze koło
Krosna. Fakt ten odnotowała sama TVP i specjalistyczne polskie
portale poświęcone TV, np :
http://www.satkurier.pl/?sieci_kablowe/&kat=233
Dodajmy też, że sygnał tv kablowej "Diana" dotarł już
do rudnickiego rynku i do ulicy Rzeszowskiej.
[kopernik]
16.12.2006
Z biegiem Tanwi
Reportaż pod takim tytułem zostanie wyemitowany dzisiaj (sobota)
o 22:00 oraz jutro o 8:00 w TVP3 Rzeszów.
http://ww6.tvp.pl/View?Cat=6438&id=433740
Co ciekawe, w jednej z ostatnich sekwencji filmu autorzy pokazali
Rudnik i jego wiklinowe atrybuty.
15.12.2006
Rudnik on San
Dzięki informacjom uzyskanym dzisiaj z Urzędu Miasta i MOK (thx),
wiadomo już, że poprawną formą
angielskiej wersji językowej nazwy naszego miasteczka jest "Rudnik
on San" i taki też napis zagości
ostatecznie na frontonie Centrum Wikliniarstwa.
Jak pokazała udostępniona nam przez MOK bogata lektura konsultacji
i korespondencji w tej sprawie, pośród cytowanych językoznawców
nie było jednoznacznego zdania w tej kwestii.
Ostatecznie zdecydowała opinia pracowników naukowych Instytutu
Filologii Angielskiej UJ w Krakowie,
którzy napisali w końcowej sentencji, że forma "Rudnik on
San" jest bliższa zwyczajowemu użyciu w języku
angielskim. "By" zostanie więc wkrótce zmienione na
"on".
Co warte pokreślenia, ten lapsus językowy zostanie usunięty przed
oficjalnym otwarciem Centrum,
a w Rudniku, po raz kolejny, miast klasycznego "mądry Polak
po szkodzie" będzie można rzec -
"mądry Polak przed szkodą"...
Naszemu uważnemu czytelnikowi, pochodzącemu z Rudnika, a mieszkającemu
obecnie w Krakowie, który pierwszy
oficjalnie zwrócił uwagę na owo angielskie "by", należą
się słowa podziękowania.
11.12.2006
Z cyklu - W prasie lokalnej o Rudniku.
Dzięki naszym czytelnikom (Sib - thx !), możemy się zapoznać z
artykułem, jaki ukazał się w ubiegłym tygodniu
w sandomierskim dodatku do "Gościa Niedzielnego".
Rudnickie Przysmaki
Wprawdzie Rudnik nad Sanem nie ma jeszcze żadnego zbiornika wodnego,
nad który zjeżdżaliby się wczasowicze
i turyści (w budowie jest zalew w pobliskich Kopkach), to jednak
miasta tego, z ponad 400-letnią tradycją,
nie należy omijać.
Zwiedzanie Rudnika najlepiej rozpocząć od rynku. Chyba że
wybraliśmy podróż koleją, wtedy można przez chwilę zadumać się
na dworcu, który w czerwcu 1914 roku gościł człowieka "o
postawie wojskowej, krzaczastych brwiach
i długich wąsach". Józef Piłsudski, bo o nim tutaj mowa,
spotkał się w lasku opodal stacji z czterema członkami rudnickiej
organizacji strzeleckiej: Bolesławem Gancarzem, Tadeuszem Mierzwą,
Stanisławein Wojtasiem
i Mieczysławem Sekulskim. Omawiano sprawę przerzutu broni z Rudnika
do Kongresówki.
Wiklinowy hrabia
Na rynku miasteczka uwagę przyciąga popiersie innego wielkiego
człowieka, dobroczyńcy Rudnika - hrabiego Ferdynanda Hompescha.
Na cokole, wykonanym z białego kamienia, widnieje tablica następującej
treści:
"Hr. Ferdynand Hompesch. Założyciel koszykarstwa w Rudniku.
1872 r.".
Hrabia Hompesch, z pochodzenia Austriak, pokochał Rudnik i przejmował
się losem jego mieszkańców. W XIX wieku
żyło się w nim bardzo ubogo. Ludzie za chlebem wyjeżdżali na Zachód.
Hrabia, widząc, iż wiklina w okolicy rośnie
w obfitości, wpadł na pomysł, aby wykorzystać ją do wyplatania
koszyków i dać w ten sposób mieszkańcom zatrudnienie. Na własny
koszt wysłał więc do Wiednia na naukę pięciu mężczyzn. W 1878
roku założył w Rudniku
szkołę koszykarską.
Był tu i zamek
Zamek stal ponoć kilkaset metrów od rynku. Mieszkali w nim
właściciele Rudnika. Fakt ten potwierdza miejski pisarz, który
w pewnym akcie sprzedaży zaznaczył, co następuje:
"Stał na tym miejscu dom po Śp. Zbożnym Kormanickim kasztelanie
Czchowskirn, dziedzicu Rudnika i dóbr okolicznych. Na tym placu
wystawiła sobie dwór Katarzyna Ulińska, córka Katarzyny Gnojeńskiej.
Otóż dwór ten przebudował czyniąc z niego zamek, długoletni właściciel
Rudnika i okolicy Andrzej Gniewosz z Wronowa,
mąż Apolinarii Zofii Ulińskiej. Zamek ten został zniszczony częściowo
przez Szwedów, a następnie całkowicie
w następnym roku 1657 przez oddziały Rakoczego".
Dzisiaj, chodząc ulicami Wałowa i Mickiewicza, nie natkniemy się
już niestety, na żaden nawet ślad po zamku.
Jeżeli zachował się jakiś pod ziemią, to szybko nie ujrzy dziennego
światła, ponieważ w tym miejscu stoją obecnie prywatne zabudowania
oraz siedziba Centrum Wikliniarstwa.
Zasadzka na Gustawa
Kilkadziesiąt metrów dalej i kilkaset lat wcześniej
rozegrał się tu natomiast jeden z bardziej interesujących epizodów
szwedzkiego najazdu na Polskę. Otóż król Karol Gustaw, po drodze
z Leżajska do Niska, zatrzymał się na spoczynek
w rudnickiej plebanii (stała ona prawdopodobnie na miejscu dzisiejszej,
czyli przy ul. Mickiewicza 43). Tutaj wpadł
w zasadzkę zastawioną na niego przez żołnierzy Czarnieckiego.
Doszło do krwawej bitwy. Król wprawdzie się uratował, ale jego
doborowy oddział został prawie wycięty w pień.
Pamiątką po tym zdarzeniu jest sztandar Karola Gustawa, który
znajduje się w muzeum na Wawelu, oraz groby szwedzkich żołnierzy.
Ich zbiorową mogiłę po raz pierwszy odkryto przed l wojną światową
pod korzeniami ogromnego dębu.
Tadeusz Urban, mieszkaniec Rudnika, był jednych z tych robotników,
którzy natrafili na szwedzki ślad.
- Tutaj - opowiada Tadeusz Urban, wskazując jednocześnie na zagłębienie
na placu wokół nowego kościoła - stała kiedyś ogromna lipa, którą
wykopałem. Pod nią były czaszki przedziurawione czymś ostrym.
Miałem je nawet na rękach. W drugim miejscu, tuż przy samym kościele,
też natrafiłem na grobowiec. Był na głębokość "chłopa".
Miał tylko boczne ściany. Ówczesny ksiądz polecił go odkopać.
Zrobiliśmy to delikatnie, rękami. Trumna się jednak rozleciała.
Trochę zacząłem wtedy żartować, ale proboszcz zwrócił mi uwagę,
że spokoju zmarłych nie należy zakłócać. Ledwie to powiedział,
a cały wykop nam się zawalił !
Memoriał maratończyka
Przy wyjeździe z centrum Rudnika na obwodnicę znajduje
się drewniany dom (dziś obity już nowymi deskami
i pokryty falistą blachą), w którym do 1914 roku mieścił się szpital-przytułek.
Założył go w 1910 roku znany w owym czasie rudnicki lekarz i społecznik
Franciszek Hernich.
Naprzeciwko byłego szpitala na nowym rudmckim cmentarzu spoczywa
wielki obywatel miasteczka nad Rudną - Bronisław Gancarz. Był
wspaniałym sportowcem, uczestnikiem olimpiady w Berlinie w 1936
roku. Trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Polski w maratonie i dwa
razy ustanawiał rekord kraju na tym dystansie. Po wojnie wychowawca
wielu sportowych talentów. Do końca życia, zmarł w 1960 roku,
związany z Rudnikiem.
Wdzięczni mieszkańcy ufundowali mu w 1984 roku tablicę pamiątkową,
która znajduje się na stadionie sportowym.
Pamięć krajana czci doroczny memoriał lekkoatletyczny jego imienia.
Splot przeszłości i teraźniejszości
Kazimiera Puchalska mieszka w Rudniku nad Sanem :
- Rudnik to nie tylko stolica wikliniarstwa, gdzie można kupić
piękne wikliniarskie wyroby. Wkrótce będzie można je
też podziwiać w Centrum Wikliniarstwa, które niebawem otworzy
swe podwoje. Swoją siedzibę znajdzie tam muzeum wikliniarstwa,
duża biblioteka z czytelnią i pracownią koszykarza, który zademonstruje,
jak wyplata się wiklinę.
Rudnik to także kawałek naszej historii z grobami i pomnikami
powstańców styczniowych oraz żołnierzy Armii Krajowej, poległych
w latach II wojny światowej. Warto więc pobyć tutaj nieco dłużej,
korzystając na przykład
z gościnnej kwatery myśliwskiej.
Edward Tomecki mieszka w Rudniku nad Sanem - leśnik :
- Rudnik otaczają lasy posiadające duże walory przyrodniczo-leśne,
podnoszące atrakcyjność turystyczną
miasteczka. W lasach Nadleśnictwa Rudnik występuje wiele rzadkich
gatunków flory i fauny, jest to także znane miejsce polowań, popularne
zarówno wśród myśliwych z kraju, jak i z zagranicy - Austrii,
Niemiec, Hiszpanii, Francji
i Włoch. Nadleśnictwo posiada komfortowo urządzone kwatery myśliwskie,
wykorzystywane przede wszystkim
do celów turystyki myśliwskiej, ale poza okresami polowań są one
wynajmowane przez osoby prywatne.
[Andrzej Capiga, Gość Niedzielny]
-------------------------------
Z wersją oryginalną tego tekstu (pdf) , uzupełnioną zdjęciami,
można się zapoznać na stronie www czasopisma
:
http://goscniedzielny.wiara.pl/zalaczniki/2006/12/05/1165313994/1165314013.pdf
Strona 4 i 5, do odtworzenia tego pliku potrzebny jest program
Acrobat Reader.
10.12.2006
Od dzisiaj obowiązuje nowy rozkład jazdy
PKP. Niestety, zgodnie z przewidywaniami nastąpiła kolejna
redukcja ilości pociągów odjeżdżających z Rudnika. Jest ich teraz
już tylko 14...
Kilku pociągom skrócono też trasę przejazdu, zamiast w Tarnobrzegu
kończą one teraz swój bieg
w Rozwadowie, a inne zamiast do Rzeszowa, jadą teraz tylko do
Przeworska.
9.12.2006
W najbliższy wtorek, 12 grudnia o 9:00, w świetlicy MOSiR przy
ul. Mickiewicza 44 odbędzie się trzecia sesja Rady Miejskiej
w Rudniku nad Sanem.
8.12.2006
Z cyklu - W prasie lokalnej o Rudniku.
Najmniejszy bucik na świecie powstał...
w Kopkach
Skazany na wiklinę
Kazimierz Zygmunt, nauczyciel i wikiiniarz, autor rekwizytów do
słynnej reklamy telewizyjnej,
spotkał się z mieszkańcami Rudnika nad Sanem w tamtejszym MOK.
To już trzecie spotkanie z cyklu "Sztuka i Ty".
Zygmunt jest nauczycielem w szkole podstawowej i gimnazjum w Jeżowem
Podgórzu. Mieszka w Kopkach.
Jak sam mówi, na wiklinę był skazany od najmłodszych lat. - Moi
rodzice pracowali jako chałupnicy
w spółdzielni "Jedność". Chcąc nie chcąc, na co dzień
obcowałem z wikliną - wspomina swoje początki.
- Zaczynałem od wyplatania, najprostszych rzeczy - rybki, konika.
Pierwszą moją pracą była oprawka na szklankę, którą wykonałem
mając lat 12. Kiedy rodzice poszli już spać zakradłem się do pracowni
i próbowałem odtworzyć z pamięci ich ruchy, gdy wyplatali. Ale
to, co mi wyszło w żaden sposób nie przypominało wyroby moich
rodziców.
Kolejne przedmioty powstawały już pod okiem ojca, który jako pracownik
modelarni, wymyślał nowe wzory dla "Jedności". Miał
opinię bardzo dobrego wikliniarza. - Niektórzy sądzą, że odziedziczyłem
po nim talent. Sam siebie nie uważam za najlepszego wikliniarza
w okolicy, bo takiego dziś nie ma. Nie ma człowieka,
który by o wiklinie wiedział wszystko i umiałby wszystko z niej
zrobić - twierdzi Kazimierz Zygmunt.
Jednym z najmniejszych przedmiotów wyplecionych przez Kazimierza
Zygmunta jest 19-milimetrowy bucik.
Niestety, nie trafił on do księgi Guinessa, gdyż jego wykonanie
nie zostało udokumentowane na taśmie
filmowej, nie było też świadków, którzy by potwierdzili, że wykonał
go Zygmunt.
- Kiedyś chciałem zrobić drugi, ale się nie udało.
Mogę się założyć, że jest najmniejszym bucikiem na świecie. Robię
rzeczy, które, może nie są użytkowe,
ale mogą sprawiać komuś radość - mówi Zygmunt, który jest także
współautorem wiklinowego smoka
i wykonawcą charakterystycznego wystroju jednej z niżańskich pizzerii.
Od kilku lat wikliniarz oprawia także butelki, które często trafiają
za granicę: do Stanów Zjednoczonych, Francji czy Anglii.
Największym wyzwaniem było wykonanie rekwizytów do reklamy operatora
komórkowego Heyah. Problem polegał na tym, że w motocyklu miały
się obracać koła. W scenariuszu reklamy wiklinowy jednoślad zjeżdżał
z górki.
- Firma reklamowa znalazla mnie przez kupca z Lublina. Wziąłem
na siebie wykonanie motocykla, bo kocham motory - podkreśla Kazimierz
Zygmunt. Jego zadaniem było także wykonanie stroju dla motocyklisty:
butów, hełmu, kamizelki, rękawic, a nawet radia tranzystorowego,
lornetki i różnych ozdób. - Na wykonanie tego wszystkiego miałem
osiem dni. O pomoc poprosiłem Józefa Mądronia,, który wyplótł,
koła, i dwóch sąsiadów - Jacka Dziurę i Czesława Rębacza.
Dzięki współpracy, motocykl i pozostałe przedmioty były gotowe
dzień przed terminem - wspomina Zygmunt.
Spotkanie z wikliniarzem połączone zostało z pokazem rzemiosła.
Na oczach publiczności Kazimierz Zygmunt wykonał wiklinowy bucik
oraz rybkę, która trafiła do rąk najmłodszego uczestnika spotkania.
[Agnieszka Drzymała , Sztafeta]
7.12.2006
Po raz kolejny zadziałało sprzężenie zwrotne.
Jak napisał w mailu Marjo (thx), nowy rozkład jazdy PKP
został opublikowany w internecie
już tydzień
temu. Faktycznie, dla stacji Rudnik nad Sanem można go znaleźć
pod adresem :
http://nowyrozklad.pkp.pl/bin/stboard.exe/pn?input=5103112&boardType=dep&time=07:00&productsFilter=0&start=yes
Wynika z niego, że według nowego rozkładu z Rudnika będzie odjeżdżało
już tylko 14 pociągów na dobę...
Jednak wzorem lat ubiegłych warto poczekać do daty jego oficjalnej
inauguracji, ze względu na liczne
protesty po likwidacji części połączeń i późniejsze ewentualne
korekty oraz zmiany.
6.12.2006
Jeszcze rok temu z Rudnika odjeżdżało 17 pociągów
:
Dzisiaj pozostało ich 15 :
Od najbliższej niedzieli PKP wprowadzi nowy rozkład jazdy. Ile
pociągów pozostanie po kolejnej redukcji ?
5.12.2006
Coraz częściej na ulicach miasta można spotkać pojazdy
firm handlujących wyrobami wiklinowymi,
pochodzące z ośrodków znacznie oddalonych od Rudnika. To oznacza,
że nasi rodzimi rzemieślnicy sprzedają swoje wyroby z pominięciem
rudnickich firm handlujących wikliną. Jak widać, decydujące znaczenie
ma tu cena... Na zdjęciu - krakowianie skupujący w Rudniku
koszyki.
4.12.2006
"By" or "on"
? - this is a question
W październiku na frontonie powstającego właśnie Centrum Wikliniarstwa
pojawiły się napisy w dwóch językach.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie nietypowa angielska
pisownia nazwy naszego miasta.
Chodzi o nazwę "Rudnik by San", której poprawność
zakwestionowali uważni czytelnicy naszego serwisu,
sygnalizując ten fakt w postaci maili. Sprawa ta, jeszcze w październiku,
zgodnie z ich życzeniem została przekazana włodarzom miasta. Jednak
jak widać, bez echa.
Zobaczmy jak nazwę Rudnik nad Sanem pisze się po angielsku w serwisie
internetowym pierwszego programu telewizji brytyjskiej, czyli
stacji BBC, którą można bez wątpienia uznać za wyrocznię językową
w tej kwestii. Otóż używa się tam formy : "Rudnik on San".
http://news.bbc.co.uk/1/hi/business/4739481.stm
Nazwa "Rudnik on San" występuje również w angielskiej
wersji językowej znanych nam serwisów internetowych rudnickich
firm. Wystarczy wymienić :
Delta : http://www.delta-rudnik.dt.pl/angielski/glowna.htm
Art Glass Studio : http://www.rudnet.pl/ags/index_frameset_english.htm
Rudnik on San jest też wymieniany na stronach Muzeum Wikliniarstwa
w Nowym Tomyślu :
http://www.muzeum-szreniawa.pl/nowytomysl_angielski.html
Zatem : "By" or "on"
? - this is a question...
3.12.2006
Dzisiaj rozpoczynają się rozgrywki XII już edycji
Halowej Amatorskiej Ligi Piłkarskiej w Rudniku.
Zawody będą prowadzone w pięciu kategoriach wiekowych : orlików,
młodzików, juniorów, seniorów
i old boys.
2.12.2006
W prasie lokalnej o Rudniku.
Zakończył sie remont Centrum Wikliniarstwa
Tylko winda i koniec !
Po trwających rok pracach remontowych oddano do użytku budynek
byłego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Rudniku nad Sanem. - Teraz
przygotowujemy się do montażu windy i klimatyzacji.
Liczymy, że Centrum otworzy swoje drzwi dla zwiedzających tuż
po nowym roku - mówi Waldemar
Grochowski, burmistrz Rudnika.
Mimo że do oficjalnego otwarcia Centrum jeszcze ponad miesiąc,
to ciekawi mogą już zwiedzić budynek
i przekonać się, co do tej pory zostało zrobione. A już w styczniu,
w salach Centrum Wikliniarstwa rudniczanie będą mogli obejrzeć
wystawy związane z wikliniarstwem, modelarnię, ekspozycję archeologiczną
pochodzącą ze zbiorów ks. Franciszka Nicałka oraz Wiktora Wójcika.
W placówce znajdą się także galeria malarska, sala konferencyjna,
biblioteka multimedialna oraz punkt informacyjny.
- Należy przy tym podkreślić, że pokazywane zbiory będą wystawiane
tematycznie. Chcemy uniknąć przysłowiowego mydła i powidła - mówi
Krystyna Wójcik, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Kultury.
- Przez pierwszych kilka lat sale muszą być wykorzystywane w taki
sposób, w jaki były przedstawione
we wniosku do Unii Europejskiej.
Tak więc w galerii na początku będziemy prezentować malarstwo,
a w sali wikliny artystycznej dzieła, które powstały między innymi
na konkurs "Fantazja". Później sale będziemy mogli wykorzystywać
do innych celów.
Od kilku tygodni pracownicy Miejskiego Ośrodka Kultury katalogują
przedmioty, które znajdą się w CW. Wszyscy starają się, by w dniu
otwarcia sale byty zapełnione eksponatami. Jak już wiadomo, w
sali wikliny artystycznej będą prace pokonkursowe, w kolejnej
wikliny użytkowej, w sali etnograficznej przedmioty przekazane
przez Ferdynanda Nicałka
i Wiktora Wójcika. Natomiast w galerii malarskiej pokażemy wystawę
pasteli "Zatrzymane chwile" autorstwa profesor Marii
Ponikiewskiej-Arct - opowiada Krystyna Wójcik.
Jednym z pomysłów na zagospodarowanie Centrum Wikliniarstwa
jest także utworzenie w nim Klubu Seniora. - Już kilka starszych
osób zwracało się do nas z prośbą o stworzenie miejsca spotkań
dla starszych - mówi Waldemar Grochowski. - Na początku prośbę
o udostępnienie sali skierowaliśmy do Caritas Diecezji Sandomierskiej,
która będzie prowadzić Warsztaty Terapii Zajęciowej w Rudniku.
Ksiądz Bogusław Pitucha przystoi na naszą prośbę. Równocześnie
okazało się, że Klub Seniora może także funkcjonować w Centrum.
Rudnickie Centrum Wikliniarstwa będzie włączone do struktur Miejskiego
Ośrodka Kultury i będzie podlegać Krystynie Wójcik. Jak zapowiada
burmistrz, w obecnej siedzibie MOK zostanie tylko kino.
Jednak zanim otwarte zostaną drzwi Centrum warto przypomnieć historie
jego powstania.
Budynek z 1890 roku przez wiele lat pełnił rolę szkoły powszechnej,
a później Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Kilka lat temu jego mury
opuścili ostatni uczniowie. Od tej pory zaczął popadać w ruinę.
Sposobem na jego odrestaurowanie i przywrócenie mu dawnej świetności
stał się pomysł utworzenia w nim muzeum wikliniarstwa. Idea ta
długo dojrzewała w umysłach rudnickich samorządowców. Po licznych
próbach zdobycia pieniędzy na budowę muzeum, okazało się, że nie
będzie to łatwe. Pieniędzy nie chciało dać ani Ministerstwo Kultury,
ani Unia Europejska, zaś samej gminy nie było stać na tak potężną
inwestycję. Światełkiem w tunelu okazał się pomysł przeistoczenia
muzeum w Centrum Wikłiniarstwa.
Miasto trzykrotnie starało się o fundusze na ten cel. Pierwsze
dwa wnioski złożone do Ministerstwa Kultury zostały odrzucone.
Dopiero trzeci, skierowany do zarządu województwa podkarpackiego,
został pozytywnie rozpatrzony i uzyskał dofinansowanie. Pieniądze
na remont zabytkowego budynku pochodziły
ze Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego,
budżetu państwa i gminy. Łącznie kwota ta przekroczyła 1.5 miliona
złotych. Po przetargu okazało się, że koszt prac remontowych wyniesie
932 tysiące złotych. Natomiast na wyposażenie budynku przeznaczono
400 tysięcy.
W ramach prac wykonane zostały m.in. instalacja centralnego ogrzewania,
wodno-kanalizacyjna, gazowa, elektryczna i teletechniczna. W obiekcie
wymieniono także stare okna i drzwi.
[dag, Sztafeta]
-----------------------
Cytowany wyżej artykuł niesie w sobie tyle
zaskakujących informacji, że prowokuje wręcz do kilku słów komentarza.
Po jego lekturze przychodzi na myśl stara anegdota o mercedesach
"rozdawanych" na Placu Czerwonym.
Wygląda bowiem na to, iż w stwierdzeniu, że w "Centrum Wikliniarstwa"
będzie centrum wikliniarstwa, jest tyle
prawdy ile jest jej w tezie wspomnianej anegdoty.
Aby utrzymać tę konwencję dodajmy, że kilku rudniczan posiada
piękne kolekcje puszek po piwie,
pudełek po zapałkach i znaczków pocztowych. Do sal "Centrum"
swoją siedzibę chętnie przenieśliby też :
rudnicki oddział Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych,
Koło Wędkarskie, Koło Gospodyń Wiejskich z Kopek oraz rudnicki
oddział Związku Nauczycielstwa Polskiego ;-)
Przy tym wszystkim nie dziwi już fakt, że w "Centrum"
nie znajdzie też schronienia rudnicka Korporacja Wikliniarska...
Słowa może na pozór ostre i dosadne, ale są doprawdy granice absurdu
i śmieszności, których żadną miarą przekraczać nie należy. Jedna
sala wystawowa przeznaczona na wiklinę użytkową i jedna na artystyczną
w Centrum Wikliniarstwa (!), to rekord świata in minus, godny
odnotowania w księdze Rekordów Guinnessa.
[kopernik]